poniedziałek, 28 grudnia 2015

Zniewolony-Nothing to lose... - Rozdział Pierwszy

Ważna Informacja!: Witam wszystkich czytelników, mam skromną nadzieję, że będzie was przybywać z rozdziału na rozdział. Mam też nadzieję, że każdy zapoznał się z prologiem. To co w nim się wydarzyło jest zapowiedzią tego co wydarzy się w przyszłości opowiadania, czyli za kilka rozdziałów ta scena ukaże się ponownie tyle, że będzie bardziej rozbudowana. Każdy będzie wiedział o co w niej chodzi. Prolog był mało jasny, wiem o tym doskonale, ale był to specjalny zabieg. Pierwszy rozdział będzie dział się już obecnie. Poznacie powoli bohaterów i ich życie. Uwierzcie, to nie będzie zwykła historia. Będę się starać aby mało rzeczy było do przewidzenia. Ci co czytają moje drugie opowiadanie doskonale wiedzą, że lubię zaskakiwać i trzymać w niepewności. Mam nadzieję, że was nie zawiodę. Małe wyjaśnienie dla osób, które czytają mojego drugiego bloga i są zapewne przyzwyczajone do nazw rozdziałów, w tym opowiadaniu nie będzie tytułów rozdziałów, będzie jedynie ich numeracja. Teraz zostawiam was z rozdziałem. Miłego czytania :) 


Rozdział I

Delikatne promyki słońca przedzierały się przez ciemne zasłony docierając do twarzy Trevora. Odwrócił się na drugi bok, aby po chwili przewrócić się na plecy. Otworzył oczy. Były zaspane, nieco przeszklone. Przetarł je, a następnie usiadł na łóżku, przeciągając się i ziewając. Poprawił czarne włosy, przeczesując je palcami do góry. Były w kompletnym nieładzie. Poskręcane i splątane, żyły własnym życiem. Odkrył kołdrę. Schylił się aby znaleźć kapcie. Wsunął je na stopy i wstał z łóżka. Wolnym krokiem, szurając o podłogę, powlókł się do kuchni. Wstawił wodę na kawę i udał się do łazienki na poranną toaletę. Ściągnął szary podkoszulek w którym spał i zawiesił go na haczyk. 

Przemył twarz zimną wodą i wytarł ją ręcznikiem. Umył zęby, a następnie założył na siebie biały t-shirt, który leżał złożony w kostkę, na półce z ręcznikami. Popatrzył na siebie w lustrze i wziął się za poskromienie swoich czarnych kosmyków. Uczesał je, a następnie sięgnął po czarną gumkę, aby związać niesforne włosy.
Wyszedł z łazienki, kierując swoje kroki do salonu. Wziął z kanapy jeansy i wciągnął je na siebie, podskakując przy zakładaniu nogawek. Zapiąwszy pasek na biodrach, udał się ponownie do kuchni. Woda, którą wcześniej włączył już się zagotowała, para unosiła się nad czubkiem czajnika. Wyjął z szafki niebieski kubek i wsypał do niego kawę, zalał ją wrzątkiem, posłodził i dodał mleka. Upił łyk i wziął się za przygotowywanie śniadania. Czekał go cały dzień w pracy, więc śniadanie musiało być solidne. Jajka na bekonie z chrupiącymi tostami wydawały się najlepszą opcją na dzisiejszy poranek.
Gdy bekon zaczął już skwierczeć na rozgrzanym oleju dodał jajka. Zapach smażonego mięsa unosił się po całej kuchni, a także salonie gdyż pomieszczenia były połączone. Tosty wyskoczyły z tostera. Miały złoto-brązowy odcień. Wyjął je na talerz, a następnie wyłożył obok nich usmażone jedzenie. Usiadł na kanapie i zaczął jeść przygotowany posiłek, popijając go co jakiś czas kawą. Po chwili włączył telewizor, nie była to jakaś super, nowoczesna plazma. Urządzenie miało już swoje lata, ale działało poprawnie. Było kupione przez jego matkę, która oszczędzała pensje, aby syn miał jakieś źródło rozrywki, a także spojrzenie na świat, bo przy starym czarno-białym odbiorniku było to trudne. On sam miał też wkład w kupienie tego telewizora. Dorabiał po szkole kosząc trawniki, lub roznosząc gazety. Do dzisiaj pamięta, jak cieszył się wtedy z nowego telewizora, w którym był już kolor i lepszy dźwięk. Kiedy umarła jego matka zabrakło jedynego, stałego źródła dochodu, dlatego też jak tylko skończył szkołę musiał iść do pracy. Marzył o studiach, jednak w jego sytuacji nie było to możliwe. Musiał utrzymać wynajmowane mieszkanie, a także spłacić długi, które zaciągnął u sąsiadów, gdy jeszcze nie miał pracy. Od dwóch lat był już na prostej. Wszystkie pożyczki od znajomych były pospłacane, nie zalegał też za czynsz. Nawet zaczął odkładać na wymarzony samochód. Pogodził się też ze śmiercią ukochanej matki, która była jego jedyną rodziną. Trwało to długo, jednak zdał sobie sprawę z tego, że życie toczy się dalej. Musiał je sobie jakoś ułożyć. Nie chciał jej zawieść. Zawsze wychowywała go najlepiej jak umiała. Nauczyła go uczciwości i szacunku do ludzi. Wpajała mu od małego, że ludziom trzeba pomagać nawet jeśli samemu się niewiele ma.
Gdy skończył jeść śniadanie, odstawił naczynia do zlewu. Narzucił na siebie niebieską bluzę, wziął plecak i spakował w niego butelkę wody, którą wyjął z lodówki. Wyszedł z mieszkania, zamykając drzwi na klucz. Choć mieszkał na piątym piętrze, szesnastopiętrowego wieżowca, nie używał windy. Zjechanie lub wjechanie starą windą zajmowało mu z reguły więcej czasu niż zbieganie po schodach, dlatego prawie nigdy nią nie jeździł.
– Trevor! – Usłyszał swoje imię gdy był na drugim piętrze. Odwrócił wzrok w tył. W drzwiach jednego z mieszkań stał mały chłopiec.
– Sammy… cześć – odparł na widok blondynka.
– Idziesz do pracy? A kiedy się ze mną pobawisz? – zapytał ze smutna miną niebieskooki chłopczyk.
W tej chwili zawrócił i podszedł bliżej małego, kucając przy nim.
– Tak idę do pracy, ale obiecuje Ci, że się z tobą pobawię. W weekend będę miał więcej czasu, to pogramy razem w piłkę. Ok? – Uśmiechnął się do niego, jednak chłopak nie wyglądał na przekonanego – Ok…? – zapytał ponownie i zaczął go łaskotać, na co chłopczyk wybuchnął radosnym śmiechem.
– No dobra! – Zgodził się gdy tylko złapał oddech.
– To jesteśmy umówieni. Trzymaj się. – Przybił z nim piątkę i energicznie zbiegł po schodach.

Do pracy miał blisko. Musiał przemierzyć jedynie dwie przecznice. Zajmowało mu to z reguły dziesięć minut. Warsztat samochodowy w którym pracował był mały, jednak cieszył się dobrą opinią wśród klientów. Każdy z pracowników przykładał się do swojego zadania, jednak Trevor pracował z największym zaangażowaniem. Miał rękę do naprawy samochodów. Choć nie skończył żadnej szkoły, a jedynie krótki kurs przygotowawczy, to był najlepszym mechanikiem. Cenili go klienci, ale też szef warsztatu.
– Cześć! – powiedział do dwóch mężczyzn wchodząc do warsztatu.
– O młody…cześć, cześć – odpowiedział starszy mężczyzna, zapinając pasek z narzędziami na brzuchu.
– Piękny co tak późno? – Zażartował drugi, wyglądając z maski samochodu i zerkając na zegarek wiszący na ścianie: – Pięć minut spóźnienia to do ciebie niepodobne.
– Ah te twoje złośliwości Steve. – Pokręcił głową i poszedł się przebrać.
Zmienił ubranie na robocze. Składało się ono z ciemno-zielonych spodni ogrodniczek oraz koszuli w czarno-białą kratę. Rękawy od koszuli zawsze były podwinięte do łokci, gdyż tak było łatwiej mu wykonywać prace przy naprawie samochodów.
Nie tracąc ani chwili dłużej, zabrał się za naprawę czarnego BMW, które stało na środku pomieszczenia, obok srebrnego Dodge’a, w którym grzebał Steve z latarką na czole. Starszy, siwawy już mężczyzna, stał przy stole i naprawił wyjętą część z wnętrza silnika. Harmonia pracy panowała do chwili gdy usłyszeli coraz głośniejsze stukanie szpilek. Jak zawsze pierwszy zareagował Steve. Gwizdnął na widok zbliżającej się kobiety, a następnie ją przywitał.
­– Witamy piękną Panią – wypalił gdy znalazła się w szerokich drzwiach warsztatu.

Była to wysoka blondynka, w białej, obcisłej sukience z odkrytymi ramionami. Wyglądała na jakieś około trzydzieści lat. Jej włosy sprawiały wrażenie jakby dopiero wyszła od najlepszego fryzjera, fale układały się na lewym ramieniu niczym najdroższy i najdelikatniejszy jedwab. Miała starannie wykonany makijaż. Czerwone usta przyciągały uwagę, a uwodzicielskie spojrzenie kusiło swoim czarem.
– Dzień dobry – powiedziała patrząc na wszystkich po kolei, jednak jej wzrok zatrzymał się na dłużej na Trevorze, który był najmniej zainteresowany jej osobą i stał schylony nad samochodem, który naprawiał.
Steve wypuścił się w jej kierunku, gasząc świecącą latarkę nad czołem.
– W czym mogę pomóc?
– Jestem tu z polecenia znajomego. Kiedyś zepsuł mu się samochód i trafił przypadkiem do waszego warsztatu. Mówił, że macie najlepszego fachowca, czyżby to Pan nim był?
– U nas pracują tylko sami najlepsi.
– Nie wątpię…Chodzi jednak o pracownika o nazwisku Johanson. Czy to Pan?
– Em…nie ale… – Nie zdążył nic więcej powiedzieć, gdyż przerwała mu.
– Więc, który to z was?
Trevor w tej samej chwili odwrócił się od samochodu i spojrzał na kobietę. Wytarł ręce w ścierkę, która zwisała mu z prawej kieszeni spodni.
– To ja jestem Johanson.
Na jego słowa kobieta najwidoczniej się ucieszyła. Wyminęła Steve’a i podeszła bliżej Trevora. Uśmiechnęła się uwodzicielsko, mierząc go wzrokiem od stóp do głów.
– Wspaniale! A więc pozostaje mi tylko spytać, czy zajmie się Pan moim samochodem?
– Jest zepsuty?
– Nie wiem…Potrzebuje przeglądu, silnik też coś osłabł, nie zapala się z taką szybkością jak kiedyś.
– Przyjechała nim Pani tutaj?
– Tak. Zaparkowałam przed waszym warsztatem. Zerknie Pan na niego?
Trevor pokiwał głową.
– Cudownie ! – Obróciła się i zaczęła iść w kierunku wyjścia. Steve odprowadził ją wzrokiem, patrząc na jej długie, smukłe nogi. Trevor podążył za nią. Gdy tylko wyszli na zewnątrz, zauważył jedną z wersji Porsche 911, był to czerwony kabriolet Carrera.
Kluczyki wyjęła z czarnej torebki i podała mu z kuszącym uśmiechem.
Trevor wziął je i odpalił auto. Silnik rzeczywiście uruchamiał się z opóźnieniem. Słychać było też niepokojący szczęk przy dodawaniu gazu. Zgasił silnik i wysiadł z auta. Otworzył maskę i chwilę coś sprawdzał. Kobieta w tej chwili przysunęła się bliżej niego i nachyliła w tym samym kierunku.
– Co mu jest? – zapytała.
– E…jeszcze dokładnie nie wiem. – Wyprostował się i zamknął maskę samochodu, gdy tylko ona zrobiła to samo. – Zostawię go na przegląd. Nie powinien tak wolno reagować i hałasować.
– Oczywiście. Mam nadzieję, że nie będzie to nic poważnego.
Trevor uśmiechnął się wymuszenie i skinął głową dla przytaknięcia. Kobieta w tym samym czasie wyciągnęła swoją wizytówkę z torebki i podała mu ją.
– Nazywam się Bianca Anderson. A jak brzmi Pana imię, panie Johanson?
– Trevor.
Uśmiechnęła się do niego i podeszła bliżej.
– Jeśli będzie już wiadome co z samochodem, zadzwoń. – Przygryzła w tym momencie wargę: – Mam też nadzieję, że zadzwonisz i w innej sprawie. – Popatrzyła na jego usta, a potem wzrok przeniosła na jego klatkę piersiową, a następnie na jego oczy.
W tym momencie poczuł się jak jakaś zdobycz. Odsunął się od niej z wymuszonym uśmiechem, aby nie urazić klientki. Nie lubił tego typu kobiet. Uważał, że myślą one iż mogą wszystko mieć, łącznie z ludźmi, gdyż są bogate. On nie należał do ludzi na sprzedaż.
– Zadzwonię jak będzie wiadome co z samochodem – powiedział wkładając wizytówkę w przednią, górną kieszeń spodni.


Para od gorącej wody unosił się nad prysznicem. Szkło brodzika było całe zaparowane. Woda lala się mocnym strumieniem. Olivia przesuwała po ciele swoje smukłe dłonie, aby spłukać resztki piany. Zakręciła wodę i otworzyła drzwi kabiny. Sięgnęła po duży, biały, miękki ręcznik, który wisiał nieopodal. Owinęła go wokół talii. Wyszła z brodzika, wkładając stopy w kapcie. Stanęła przed lustrem i odpięła spinkę z włosów. Wytarła dokładnie ciało, a następnie  nałożyła na ręce i dekolt delikatnie skrzącą się mgiełkę zapachową. Dodało to skórze blasku i uroku. Nałożyła bieliznę i wyszła z łazienki, przechodząc tym samym od razu do swojego pokoju. Swoje kroki pokierowała do białych, dwuskrzydłowych drzwi. Nie były one jednak do drugiego pokoju. Było to przejście do garderoby. Otworzyła je i weszła do pomieszczenia zapalając wcześniej światło. Ledy zapaliły się na całej długości pomieszczenia, a także podświetliły każdą półkę z osobna. Z jednej strony garderoby były wieszaki, na których wisiały różnego typu ubrania, poczynając od płaszczy, po kurtki, swetry i marynarki oraz bluzki i sukienki. Na drugiej ścianie natomiast były pułki z koszami w których była bielizna i inne drobne ubrania. Dalej na pułkach stały buty. Kilkadziesiąt par szpilek, balerin, a także kozaków, botków, ale też adidasów i trampek. Podeszła do wieszaka z sukienkami, przesunęła kilka i wybrała szafirową, krótką sukienkę, zapinaną na szyi z wycięciem w kształcie łezki na dekolcie. Nałożyła ją na siebie i podeszła do półek z butami. Najpierw przymierzyła szpilki w podobnym kolorze co sukienka, jednak po chwili je zdjęła i wybrała czarne klasyczne z platformą z przodu. Wzięła je w rękę. Dobrała do tego czarną kopertówkę na złotym łańcuszku i wyszła z garderoby. Gdy znalazła się z powrotem w swojej sypialni, postawiła buty na podłodze, a następnie rozejrzała się w poszukiwaniu telefonu. Pokój był duży i przestrzenny, prawie cały oszklony. Na ogromnych oknach wisiały długie, marszczone firany w kolorze beżu. Ramy okienne miały podobny odcień. Widok z okien był niesamowity, szczególnie nocą, gdyż mieszkanie znajdowało się na ostatnim piętrze wieżowca. Spojrzała na szafeczkę stojącą przy łóżku. Podeszła do niej. Oprócz lampki i kilku gazet nie było tam nic innego. Zmarszczyła nos. Otworzyła jedną z szuflad w szafeczce i tam znalazła to czego szukała. Włożyła smartfona do kopertówki i położyła ją na skórzanym, ciemno-brązowym fotelu stojącym w rogu pokoju naprzeciw łóżka. Następnie skierowała się w stronę toaletki. Usiadła przy niej i poczesała włosy szczotką. Nałożyła podkład, puder. Cieniami umalowała oczy, a następnie podkreśliła je czarną kredką. Na policzki nałożyła odrobinę bronzera. Wytuszowała rzęsy, a na usta nałożyła lśniący błyszczyk. Wstała i pokierowała swoje kroki do łazienki. Z szuflady pod umywalką wyjęła lokówkę. Podłączyła ją do prądu, odczekała kilka chwil i pofalowała lekko włosy. Na koniec spryskała je lakierem dla utrwalenia fryzury. Była gotowa. Zostało jedynie założenie butów. Gdy szpilki były już na swoim miejscu, wzięła kopertówkę i wyszła ze swojego pokoju. Szła chwilę wąskim korytarzem, mijając między innymi drzwi do sypialni rodziców. Zeszła do salonu po drewnianych schodach ze szklaną balustradą. Na ogromnej jasnej rogówce siedział jej ojciec, w czarnym garniturze. Matka natomiast stała przy wyspie kuchennej i popijała sok pomarańczowy.

– Nareszcie gotowa! – rzekł ojciec patrząc na córkę. Ta jedynie uśmiechnęła się promieniście.
– Wyglądasz cudownie córeczko – powiedziała do niej matka podchodząc i biorąc ją za rękę.
– Dziękuje mamo. – Ścisnęła jej dłoń.
– To jedźmy, bo spóźnimy się na przyjęcie.
Olivia czuła, że nie chodzi o zwykłe przyjęcie u przyjaciół, a także u szefa jej ojca, ale przede  wszystkim także u jej chłopaka. Widziała już od paru tygodni, że przyjęcie było przygotowywane bardzo skrupulatnie, jak nigdy dotąd. Wszyscy goście którzy byli zaproszeni nie byli jedynie znajomymi gospodarzy, ale także została tam zaproszona jej najbliższa rodzina i przyjaciele. To mogło znaczyć tylko jedno. Garett chciał się jej oświadczyć. 
Wyszli z mieszkania i zjechali na parter luksusową windą. Przed wejściem czekał już na nich samochód z kierowcą. Po kilku minutach byli już na miejscu. Podjechali pod jeden z najlepszych apartamentowców na Manhattanie.  Zatrzymali się pod głównym wejściem, wychodząc z samochodu znaleźli się od razu pod eleganckim zadaszeniem prowadzącym do budynku. Przy drzwiach jak zawsze powitał ich uśmiechnięty, pełen klasy odźwierny w wyprasowanej koszuli i czarnym garniturze. Hol był ogromny, z recepcją z lewej strony oraz ochroną, którą było nietrudno zauważyć. Swoje kroki od razu skierowali do windy i wybrali ostatnie piętro. Ojciec poprawił krawat, a matka fryzurę w lustrze. Olivia nie miała do tego głowy. Nerwowo stukała palcami o poręcz windy.
Gdy dojechali na ostatnie piętro, a drzwi windy otworzyły się, znaleźli się na korytarzu, na którym były tylko jedne drzwi do apartamentu Evans’ów. Stały one otworem aby przybywający goście mogli wejść bez zbędnego pukania czy dzwonienia. Nie trzeba było dochodzić do progu, aby usłyszeć głośne rozmowy i śmiech elity. Weszli do apartamentu, kierując swoje kroki przez korytarz, do serca całego mieszkania, którym był wielki i wysoki pokój dzienny. Nie było to banalne pomieszczenie, gdyż miało ono kilka części. Największa, ze schodami ze szkła i stali prowadzącymi na następne piętro, gdzie była zlokalizowana bardziej prywatna część domostwa, była narożna i oszklona. Wysokie, dwupoziomowe okna dawały niesamowity czar nocą ale też za dnia. Przestrzeń dzienna była jasna, ciepła ale przede wszystkim elegancka. Postawiono tu na stonowaną, neutralną kolorystykę. Uwagę zwracała od razu piękna, drewniana zabudowa, zestawiona z chłodną kolorystycznie podłogą oraz eleganckimi szarymi lub błękitno-szarymi kanapami. Zabudowa ta była też swego rodzaju ścianą, która odgradzała następne pomieszczenie, gdzie znajdowały się białe fotele i kanapa w tym samym stylu oraz jeden z trzech kominków. Fikuśna ściana z dodatkiem czerwieni dzieliła natomiast ten pokój z częścią jadalną, która natomiast była otwarta na kuchnię, gdzie prym wiodła duża wyspa z wysokimi taboretami, a także ogromna, dwuskrzydłowa, srebrna lodówka i minimalistyczna nieco industrialna zabudowa kuchenna.
Gdy tylko znaleźli się na środku salonu, gospodarz stojący nieopodal ogromnej, narożnej kanapy, trzymający w ręku kieliszek szampana podszedł do nich, przepraszając wcześniej tym samym swoich dotychczasowych rozmówców. 
– Witajcie kochani! – wykrzyknął rozkładając ręce w geście powitania. Był to facet po pięćdziesiątce. Mocno szpakowaty, niezbyt wysoki w eleganckim, granatowym garniturze.
– Dobry wieczór Jack. Znakomite przyjęcie. – Uścisnął mu dłoń, rozglądając się dookoła.
– Robert mamy powód do świętowania. Wiesz o tym doskonale. – Przeniósł w tym czasie wzrok na Olivię: – Pięknie wyglądasz Olivio, prawie tak pięknie jak twoja matka. – Ucałował w tym czasie dłoń kobiety.
– Oh…Jack, ty jak zawsze szarmancki.
Na te słowa uśmiechnął się i zrobił łyk szampana. Spojrzał na schody za nimi, a jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerzył. Na ten widok odwrócili się wszyscy troje w kierunku jego wzroku. Na schodach stał Garett. W ciemnym garniturze, białej koszuli i z czarną muszką zawiązaną pod szyją. Jedną dłoń miał położoną na metalowej poręczy. Lustrował wszystkich wzrokiem, jakby chciał, aby zgromadzeni zwrócili w tym momencie na niego uwagę.
– Witam wszystkich! – zaczął donośnie – W imieniu Pana tego domu, mojego ojca. – Wskazał w tej chwili na głównego gospodarza, który podniósł kieliszek do góry w geście powitania. – Jednak najbardziej chciałbym powitać ciebie Olivio. Jak się zapewne domyślasz, to przyjęcie ma konkretny cel. – Zszedł w tej chwili po schodach. Zbliżył się do niej i wziął jej dłoń, całując delikatnie. – Wyglądasz cudownie. Wprost olśniewająco – powiedział, a ona uśmiechnęła się do niego.
W tej chwili sięgnął do kieszenią marynarki. Wyjął z niego małe, czarne pudełeczko w kształcie serca, ze złotą kłódeczką. Następnie z drugiej kieszeni wyciągnął mały złoty kluczyk.
– Już dawno zdobyłaś i otworzyłaś moje serce na miłość, ale czy chciałabyś zrobić to także symbolicznie? – Podał jej kluczyk i klęknął na jedno kolano, wyciągając przed siebie pudełeczko.
Pokiwała głową i wzięła maleńki klucz w trzęsące się z emocji palce. Włożyła w otwór kłódeczki i przekręciła. Zdjęła kłódkę. On w tej samej chwili otworzył pokrywkę pudełka. Od razu przed oczami zalśnił jej ogromny diament pierścionka, osadzony na okrągłej główce wysadzanej maleńkimi brylancikami. Otworzyła usta ze zdziwienia, a dech zaparło jej w piersiach.
– Olivio Wilson czy zechcesz zostać moją żoną? 

11 komentarzy:

  1. Postanowiłam przeczytać rozdział, bo spodobał mi się intrygujący i tajemniczy prolog. Rozdział jednak był mniej bogaty w akcje, bardziej opisowy. Podobał mi się, a jedyne, do czego mogłabym się doczepić to właśnie trochę przydługie opisy przy przygotowaniach bohaterów. Jedno, dwa zdania w zupełności by wystarczyły, bo czytać przez dwa akapity o tym, jaką sukienkę i buty ktoś wybrał oraz co zrobił z włosami do najciekawszych zajęć nie zależy ;p Zauważyłam też, że masz dziwny nawyk do pisania "pan/pani" z dużej litery, więc popraw na przyszłość ;)
    Ogólnie podoba mi się pomysł na opowiadanie i myślę, że wraz z kolejnymi rozdziałami będzie dużo, dużo lepiej :)
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie
    pisujesobie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam :) Miło,że skusiłaś się na czytanie :) Co do opisów to może i trochę popłynęłam, ale to dlatego,że kiedyś czytelnicy mojego drugiego bloga pisali,że robię zbyt mało opisów nawet tych zwykłych czynności. Chciałam abyście poznali jak wygląda dzień danego bohatera, abyście dostrzegli też kontrast pomiędzy tymi osobami i wyglądem ich otoczenia. A z tym pan/pani to mam problem, bo kiedyś czytałam,że z dużej należy pisać, ale to pewnie nawyk ze szkoły. Postaram się to poprawić :) Pozdrawiam

      Usuń
  2. Przybyłam i po pierwszym rozdziale jestem zakochana. Chcę jeszcze więcej. Kiedy kolejny rozdział? Jestem zachwycona tym, że wybrałaś Shay na główną żeńską postać. Kocham Shay.
    Jak się nazywa twój fandom? Chcę do niego dołączyć już teraz!!!
    Błagam nie zapominaj o swoim pierwszym blogu i pisz mi tam szybciutko kolejny rozdział.
    Pozdrawiam cieplutko.
    P.S. Sama robisz szablon? Bo jest cudowny.
    Weny kochana <3
    XOXO
    Twoja wierna fanka nr.1
    Maya Redbird

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję,że tu zaglądnęłaś :) Jest mi bardzo miło, że ci się podoba :) Wiele radości mi daje czytanie takich słów od ciebie :) Nie mam żadnego fandomu, jeśli takowy będzie na 100% cię poinformuję, ale chyba musiałoby być więcej takich czytelniczek jak ty żeby takowy stworzyć :) Nie zapomnę o pierwszym blogu obiecuję. Kolejny rozdział już się powoli tworzy :) A i tak sama robię nagłówki i szablony z pomocą instrukcji, które znajduję na stronach z grafiką :) Pozdrawiam

      Usuń
  3. Witam.
    Blog został zgłoszony do katalogu na Rejestrze blogów, jednak prosiłabym o wybór jednej z istniejących kategorii.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Na sam początek, chcę powiedzieć, że lubię tego aktora. Dalej jednak nie będzie kolorowo.
    Powiem szczerze, ten rozdział mnie... zmęczył.
    Oczywiście zawsze zwraca się uwagę na opisy, że muszą być i tak dalej i w rzeczy samej, opisy wnętrz są tu atutem, bo ładnie sobie z nimi poradziłaś. Wyłapałam parę powtórzeń i chyba z jedno złe stylistycznie zdanie, ale ważniejsza jest tutaj fabuła.
    Rozuniem, że jest to początek i od czegoś trzeba zacząć, ale jeśli czytam o prysznicach, wstawanku, śniadanku i wszystkich tych kolejnych czynnościach zaczynam się zwyczajnie nudzić. Nie porwał mnie ten rozdział w żaden sposób, był bo był, ale nie znalazło się w nim nic szczególnego.
    Nie bierz jednak wszystkich uwag tak bardzo do siebie. Poprawisz się nastepnym razem.
    Ta cała Bianca, to strasznie dziwna kobieta. Przyjeżdża z marudzącym autem i jeszcze zaleca się do Trevora... serio? Nie żebym coś do niego miała, bo maluje się na interesującą postać, ale czy B nie ma ciekawszych osób wokół siebie? Czemu kobieta taka jak ona zwraca uwagę na zwyczajnego mechanika? W każdym razie dobrze, że Trev się szanuje i nie zamierza być na sprzedaż tylko dlatego, że jakaś lala się do niego uśmiecha.
    Jeśli chodzi o Olivie... znowu prysznic, garderoba etc. Póki co też nie robi na mnie dobrego wrażenia. Wygląda na taką drugą Biance, pławiącą się w bogactwie, lepszą. Może to się potem zmieni, nie wiem.
    No ale, przechodząc do tych zaręczyn... Mamy opis domu, gospodarz wita gości i facet od razu wyjeżdża z pytaniem. Aha? A gdzie najpierw jakaś część tego przyjęcia? Gdzie dbałość o odpowiedni nastrój? Sama planuję zaręczyny, ale najpierw zamierzam zrobić dużo szumu wokół całego wydarzenia, a nie tak od razu ciskać pytaniem.
    No więc jak już mówiłam fabuła nie była zbytnio wciągająca, mam jednak nadzieję, że potem będzie lepiej.
    Do następnego, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Może i przesadziłam z tymi opisami masz racje, ale jak już wcześniej mówiłam, ten rozdział jest jedynie wprowadzeniem, chce żebyście zobaczyli jak wygląda otoczka wokół bohaterów w sensie ich świat, dom i życie codzienne. Ale co do oświadczyn to będę ich bronić. Moim zdaniem wyszło mi to dobrze, szczególnie to w jaki sposób się oświadczył, te pudełeczko było oryginalne. Nie chciałam żeby oświadczyny jak zawsze u każdego były w trakcie imprezy, gdy każdy jest już po paru głębszych, a może i nawet nie kontaktuje. Nie lubię się powtarzać, nie lubię kopiować, wole być oryginalna i nie musi to każdemu pasować, tyle w temacie. Szkoda,że tego nie doceniłaś, ale to twoje zdanie i je rozumiem. Pozdrawiam

      Usuń
  5. Hej! Znalazłam te opowiadanie przez przypadek, ale postanowiłam przeczytać dwa rozdziały. Jak na razie nic szczególnego się nie dzieje. Według prologu jednak Trevor i Oliwia się spotkają. Jestem ciekawa, czy będzie to scena już opisana, czy może jakoś inaczej to zrobisz. W końcu sama stwierdziłaś, że lubisz zaskakiwać. Ktoś wyżej w komentarzu wspomniał o zbyt długich opisach, tutaj się niestety zgodzę, można to zrobić krócej, a równie obrazowo. Czekam na kolejny rozdział i zdecydowanie zostaję. :) Zapraszam do siebie.

    oczy-w-ogniu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło, ze wyraziłaś chęć zostania na dłużej, bardzo mnie to cieszy. Czy bohaterowie spotkają się wcześniej niż w scenie opisanej w prologu? hym....nie zdradzę jak to będzie wyglądać, ale scena z prologu na 100% pojawi się jeszcze raz i będzie bardziej opisana, bo poznacie do tej pory więcej szczegółów i będziecie wiedzieć kim są napastnicy :D Na pewno was zaskoczę, to mogę obiecać :)
      PS: w wolnej chwili zajrzę do ciebie :)

      Usuń
  6. Z gigantycznym poślizgiem, ale komentuję.
    Pierwsze wrażenie, jakie wywołało u mnie ten rozdział jest jak najbardziej pozytywne. Ładnie kreujesz występujące tu postacie, płynnie przechodzisz z jednej sytuacji do drugiej a wszystko tworzy dzięki temu zgrabną całość.
    Zazwyczaj lubię czytać długie opisy czy to uczuć czy sytuacji, ale u Ciebie są tak strasznie szczegółowe, że momentami miałam ochotę je pominąć i przejść dalej. Tym się akurat najmniej przejmuj, bo tak jak wspomniałam masz u mnie póki, co plusa za tą historię:)
    Przepraszam za ten beznadziejny komentarz, następnym razem postaram się poprawić i oczywiście czekam na kolejną część:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje komentarze też bywają często chaotyczne, nie masz za co przepraszać :) Tak wiem, przesadziłam z długością opisów, w następnym rozdziale już tego nie będzie :) Pozdrawiam

      Usuń