Rozdział II
Choć
przeczuwała, że Garett jej się oświadczy, nie zdawała sobie sprawy z tego,
jakie wywoła to w niej emocje. Świat jakby nagle się zatrzymał. Widziała tylko
jego i wyciągnięty w dłoniach przed nią pierścionek. Nie myślała o niczym poza
tym aby powiedzieć „tak”. Jednak coś jakby ją powstrzymywało. Nie mogła wydusić
z siebie ani słowa. Przed oczami stanęły jej wszystkie wspólnie spędzone z nim
chwile. Przeleciały przez jej pamięć z szybkością światła. Poczuła ciepło
wypełniające od środka. Radość i szczęście promieniujące prosto z serca. Oczy
jej się zeszkliły, obraz stał się niewyraźny. Mrugnęła i wszystko wróciło do
normy, jednak w tej samej chwili poczuła spływające łzy po policzkach. Otarła
je ruchem ręki. Wzięła głęboki oddech. Spojrzała w górę, a następnie w oczy
Garetta, które były na niej skupione. Uśmiechnęła się do niego i przez łzy,
trzęsącym się głosem wypowiedziała to jedyne słowo, na które wszyscy czekali.
–
Tak.
W
tej samej chwili rozległy się okrzyki i oklaski. Garett wziął jej dłoń i wsunął
na palec złoty pierścionek. Wstał i pocałował ją namiętnie, co jeszcze bardziej
nasiliło wiwatowanie zgromadzonych.
–
Kocham Cię – szepnął jej do ucha, gdy wtuliła się w niego, oplatając ręce na
jego szyi.
–
Ja ciebie też – odpowiedziała całując go czule.
Nie
mogli nacieszyć się zbyt długą swoja bliskością, już po chwili podeszli do nich
rodzice.
–
Gratuluję synu! – powiedział Jack przytulając syna, a następnie Olivię.
–
Córeczko, jestem taka szczęśliwa – powiedziała Francesca przytulając córkę.
Gratulacji
nie było końca. Rodzina, przyjaciele, znajomi wszyscy mieli coś do powiedzenia.
Od wszystkich słyszeli powtarzające się regułki: „Jesteście idealną parą”,
„Wiedziałem, że tak to się skończy, jesteście sobie przeznaczeni”, „Szczęścia i
miłości”, „Kiedy ślub?”
Każdy
mówił to samo, pytał o to samo. Już po kilkunastu osobach znudziło im się
odpowiadanie i przytakiwanie. Chcieli cieszyć się sobą, jednak wiedzieli, że
taki jest ich obowiązek. Gdy tylko skończyły się gratulacje, ojciec Garetta
wzniósł toast za narzeczeństwo. Na jednym kieliszku się jednak nie skończyło.
Gdy goście byli zajęci przekąskami, rozmowami i piciem alkoholu, Garett
pociągnął Olivię za rękę w stronę drzwi wyjściowych.
–
Chyba udało nam się wyjść niepostrzeżenie.
–
Raczej nie, na pewno ktoś się zorientuje – powiedziała oglądając się za sobą.
–
Nie obchodzi mnie to. Chcę być tylko z tobą. – Otulił jej twarz dłońmi i pocałował
gorąco, a następnie nacisnął przycisk windy. Gdy tylko się otworzyła, weszli do
środka. Zjechali na dół i wyszli z budynku, wsiadając następnie do podstawionej
limuzyny.
Garett
nawet nie musiał mówić kierowcy gdzie jechać. Najwidoczniej już wcześniej to z
nim omówił. Nacisnął przycisk, a po chwili czarna szyba oddzieliła ich od
kierowcy.
–
A ten zabieg to po co? – zapytała patrząc mu w oczy.
–
Jesteś najpiękniejszą dziewczyną na całym świcie i jesteś tylko moja. – Przyciągnął
ją do siebie i zaczął składać na jej ustach namiętne pocałunki.
Zgasił
światło i wyszedł z warsztatu. Zamknął dwuskrzydłowe, metalowe drzwi na kłódkę.
Nie pierwszy raz zostawał po godzinach. Nie spieszył się do domu. Nie miał
przecież do kogo wracać. Z zostawania dłużej w pracy miał chociaż jakiś
pożytek. Dodatkowe pieniądze zawsze się przydawały, szczególnie gdy teraz
odkładał na wymarzony samochód. Zerknął na komórkę. Dochodziło wpół do
dziewiątej. Szybkim krokiem minął pierwszą przecznicę. Na rogu drugiej stała
grupka chłopców w dresach. Znał niektórych jeszcze ze szkoły. Jednak poza
machnięciem do nich ręką, w geście powitania, nie wysilał się na nic więcej.
Nie byli jego przyjaciółmi. Nigdy nie zadawał się z tego typu towarzystwem.
Choć mieszkając w takiej okolicy o innych znajomych było ciężko. Nie zadzierał
z nimi, zawsze byli w neutralnych stosunkach. Jego jedynym przyjacielem był
Zack. Traktował go jak młodszego brata. Może dlatego, że tamten zawsze przesiadywał
u niego całe popołudnia. Nie miał tego szczęścia co Trevor i nie posiadał
kochającej matki. Rodzice Zacka byli alkoholikami i narkomanami. Nie raz nie
dwa zapłakany i pobity szukał schronienia u Trevora w domu. Zawsze je tam
znajdował. Melissa - bo tak miała na imię ukochana matka Trevora - umiała
pocieszyć załamanego chłopca. Kubek gorącej czekolady i przytulanie było lekiem
na każde zło.
Gdy
znalazł się już w domu zrzucił plecak z ramienia i powędrował do łazienki.
Zdjął ubrania i wszedł pod prysznic. Tego potrzebował po całym dniu pracy.
Sięgnął po szczotkę do rąk, aby doszorować palce, które były wokół czarne od
smaru samochodowego. Po kilkunastu minutach był jak nowy. Ubrał szary dres i
głaszcząc się po burczącym brzuchu zaglądnął do lodówki. Gdy tylko otworzył
drzwi zdał sobie sprawę z tego, że zapomniał zrobić zakupy. Półki świeciły
pustkami. Oprócz jednego plastra szynki i jogurtu nic tam nie było. Z ciężkim
westchnięciem zamknął ją i spojrzał na kartkę, która była przyczepiona do niej
magnesem. Była to ulotka z pizzą. Wziął komórkę i wybrał numer. Zamówił dużą
Americanę. Odłożył komórkę i spojrzał na butelkę wody, która stała na szafce
kuchennej. Nalał sobie szklankę i wypił ją do połowy. Chciał już usiąść na
kanapę gdy usłyszał pukanie do drzwi.
–
Na dostawcę to jeszcze za wcześnie – powiedział sam do siebie i ruszył aby
otworzyć.
Chwycił
za klamkę i otworzył drzwi. Stał w nich wysoki, bardzo szczupły chłopak z
tlenioną, białą, sterczącą czupryną.
–
Zack? – Zdziwił się na widok przyjaciela. – Co ty tu robisz?
–
Cześć, też się cieszę, że cię widzę. – Wywrócił ironicznie oczami i wpakował
się do środka.
Trevor
jedynie pokręcił głową z lekkim uśmiechem na twarzy i zamknął drzwi. Był już
przyzwyczajony do takiego zachowania przyjaciela. Zack zdążył już dojść do
kuchni i zaglądnąć do lodówki.
–
Pusto – stwierdził nieco oburzony. – Nie masz nawet piwa? – Zdziwił się.
–
Wiem, zdążyłem już to zauważyć. – Usiadł na kanapie i wziął pilot do ręki. –
Zamówiłem pizze. Zaraz ją przywiozą.
Zack
najwidoczniej się ucieszył. Uśmiechnął się i przywędrował do pokoju. Zdjął z
siebie dżinsową katanę z ćwiekami i kolorowymi naszywkami na plecach i zawiesił
ją na fotelu, po czym na niego usiadł. Jedną nogę założył na kolano. Miał na
nogach czarne glany, w które były wpuszczone dżinsowe, podarte na kolanach
rurki.
–
Jesteś jakiś zmarnowany. – Zauważył przyglądając się przyjacielowi.
–
Zmęczony po ciężkim dniu pracy. – Poprawił go, przerzucając kanały w telewizji.
Zack
pokiwał głową i przeniósł wzrok na telewizor. Trevor popatrzył na niego przez
chwilę. Coś w jego wyglądzie uległo zmianie. Zaczął przyglądać mu się uważniej.
Na twarzy nie przybyło żadnego nowego kolczyka, a miał ich kilka. W nosie, brwi
i ustach miał srebrne kółka. Musiał to być zatem nowy, kolejny już zresztą
tatuaż. Miał na sobie czarną bokserkę, dzięki temu całe ramiona były odkryte, a
zatem widoczne. Tam jednak nic nie przybyło. Spojrzał na jego rękę i wreszcie
spostrzegł nowy nabytek.
–
Chyba oszalałeś! – rzucił nagle w stronę Zacka, patrząc na jego dłoń, która
była pokryta cała tatuażem.
Zack
najwidoczniej się nieco zdziwił zachowaniem kolegi, bo zmarszczył brwi i
wyglądał na zdezorientowanego. Powędrował zatem wzrokiem za spojrzeniem
przyjaciela.
–
A to… – Wskazał na tatuaż: – Zrobiłem dwa dni temu. Jeszcze się goi, ale
zdjąłem już opatrunek.
–
Większego się nie dało? – zapytał z ironią.
Zack
zaśmiał się głośno i wywrócił oczami. Trevor nie mógł uwierzyć, że ten po raz
kolejny zdecydował się na nowy tatuaż. Uważał, że Zack jest już uzależniony.
Sam nie miał żadnego, dlatego też nie mógł zrozumieć fascynacji przyjaciela do
tego typu ozdób.
–
Nie podoba ci się? – zapytał wyciągając rękę w jego kierunku. – Też sobie zrób.
–
Już pędzę. – Pokręcił głową z dezaprobatą.
Zack
zaśmiał się, szczerząc zęby.
–
Może skoczę po coś do picia? Cola czy coś… - zaproponował po chwili.
–
Em… dobra. Ja będę czekał na dostawcę.
Zack
wziął kurtkę i wyszedł z mieszkania. Po chwili rozległ się dzwonek. Był to
dostawca.
–
Dobry wieczór! Zamawiał Pan pizzę? – zapytał niski chłopak w czerwonej czapce z
daszkiem i czerwonej kurtce.
–
Tak. Ile się należy?
–
20 dolarów.
Trevor
sięgnął do bluzy, która była zawieszona na wieszaku i wyjął pomięte banknoty.
Odliczył należną kwotę oraz mały napiwek i podał dostawcy. Chłopak się ukłonił i
odszedł.
Otworzył
kwadratowe pudełko i położył je na środku stolika stojącego naprzeciwko kanapy.
Następnie umył ręce i przygotował szklanki i talerzyki do jedzenia. Spojrzał w
prawą stronę gdy usłyszał otwierające się drzwi. Zack wrócił z butelką
coca-coli w ręku i czteropakiem piwa.
–
Jak ja uwielbiam zapach pizzy – stwierdził i wstawił piwo do lodówki. Cole
podał Trevor’owi, zdjął kurtkę i poszedł do łazienki. Gdy wrócił Trevor zdążył
już rozlać picie i wziąć kawałek pizzy. Zack usiadł obok przyjaciela i nałożył
sobie na talerz także kawałek Americany. Popatrzył na kumpla i roześmiał się.
Trevor spojrzał na niego z ukosa i też się zaśmiał. Śmiech Zacka był zaraźliwy.
Nawet wtedy gdy nie wiedział z czego śmieje się kolega, nie mógł oprzeć się
rozbawieniu.
–
Co jest? Z czego się śmiejesz? – zapytał.
–
Przypomniało mi się jak byliśmy mali i zajadaliśmy pizzę na tej kanapie. Tyle
lat minęło, a my nadal robimy to samo w tym samym miejscu.
–
Racja… Jest tak samo, tylko mamy brakuje.
–
To prawda. – Skrzywił się Zack. Mu także brakowało Melissy. Była cudowną
kobietą, a Zack darzył ją prawdziwą miłością. Swojej własnej matki nie kochał
tak jak matkę Trevora. To ona była jego opoką, centrum spokoju i bezpieczeństwa.
Prawie równie mocno przeżył jej śmierć jak Trevor. Nigdy nie mógł zrozumieć,
dlaczego tak dobrą kobietę musiało spotkać coś tak złego. Od tamtej pory zaczął
pakować się w kłopoty. Nie umiał sobie poradzić z tym co się stało. Jego jedyny
constans* został stracony.
Zapanowała
chwila milczenia. Jedli pizzę w kompletnej ciszy. Trevora coś ścisnęło za serce
jak tylko wspomniał o swojej mamie. Chciałby cofnąć czas, powrócić do tamtych
chwil gdy byli razem, gdy było wesoło, kiedy go przytulała, robiła smaczne
obiady, pocieszała i tłumaczyła zadania domowe. Chciałby jednak też zmienić
kilka rzeczy. To kiedy był czasami nieznośny, gdy rozrabiał jak na przykład
wtedy gdy zbił jej ulubiony wazon, bo grał w piłkę w domu, choć go prosiła żeby
tego nie robił. Żałował, że wyrządził jej jakąkolwiek przykrość. Nie mógł sobie
teraz wybaczyć, że musiała przez niego kiedykolwiek się smucić. Jednak czasu
nie mógł odwrócić. Dlatego po jej śmierci starał się tak bardzo wszystko
utrzymać w porządku. Nie chciał jej zawieść. Starał się nie popełniać błędów,
zawsze wszystko planował tak aby nic niespodziewanego się nie wydarzyło na jego
drodze. Bał się bowiem, że wtedy nie będzie umiał sobie poradzić z trudną
sytuacją.
Gdy limuzyna się zatrzymała Olivia lekko odsunęła od siebie Garetta, który składał na jej szyi gorące pocałunki.
Gdy limuzyna się zatrzymała Olivia lekko odsunęła od siebie Garetta, który składał na jej szyi gorące pocałunki.
–
Chyba jesteśmy na miejscu – powiedziała z nutą niepewności, bowiem nie
wiedziała gdzie zabrał ją ukochany.
Garett
niechętnie się od niej odsunął, poprawił muszkę i nacisnął przycisk uchylając
szybę:
–
Jesteśmy na miejscu – poinformował kierowca, gdy tylko usłyszał dźwięk
opuszczanego mechanizmu.
Garett
się uśmiechnął. Otworzył drzwi i wysiadł z
samochodu. Szybkim krokiem obiegł limuzynę i otworzył drzwi ukochanej.
Olivia wysiadła z auta podając dłoń narzeczonemu. Gdy tylko podniosła głowę
ukazał jej się najwyższy budynek mieszkalny w Nowym Jorku. Ten nowiuteńki
wieżowiec został niedawno ukończony i oddany do użytku. O mieszkanie w nim
starała się cała elita. 432 Park Avenue to marzenie każdego na Manhatanie,
jednak tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na zakup mieszkania w tym wieżowcu.
–
Chyba żartujesz… – powiedziała oszołomiona.
–
Kochanie tu mieści się nasze nowe mieszkanie – odpowiedział z uśmiechem na
ustach i ucałował jej dłoń.
Olivia
wydała z siebie pisk radości i rzuciła
się Garett’owi na szyję. Nie mogła uwierzyć, że kupił tak drogi apartament
szczególnie, że nie byli jeszcze małżeństwem.
–
Ciekawa wnętrza? – zapytał patrząc w górę.
Ona
pokiwała jedynie głową i ruszyła razem z nim do budynku. Gdy tylko weszli do
środka rozejrzała się wokół. Hol był duży i przestronny. Z lewej strony była
recepcja. Wszystko było w jasnych kolorach z dodatkiem drewna. Gdy tylko minęli
lobby skierowali swoje kroki w stronę wind. Po chwili jedne z drzwi się
otworzyły, wsiedli i wjechali na przedostatnie piętro. Gdy znaleźli się pod drzwiami Garet
wyjął z kieszeni marynarki komplet dwóch kluczy. Jeden podał Olivii, drugi
umieścił w zamku drzwi. Wchodząc do środka Olivia otworzyła usta ze zdziwienia
i zakryła je dłońmi. Jasne, ogromne pomieszczenia olśniły ją swoim pięknem.
Marmurowe, błyszczące podłogi, ściany w kolorach bieli i ecru dodawały
pomieszczeniom dodatkowych metrów kwadratowych. W oczy od razu rzucały się
wielkie, kwadratowe okna przez które widać było
całą panoramę. Olivia od razu podbiegła do jednego z nich, przemierzając duży
salon z kanapami, fotelami, otomaną i fortepianem. Stojąc przy oknie nie mogła uwierzyć w to
co widzi. Z okna widziała cały Nowy Jork. Patrzyła właśnie na East River i most
brookliński. Podbiegła do kolejnego okna. Z tamtego punktu widziała Central
Park.
–
I jak? – zapytał Garett podchodząc do niej.
–
Jak? Cudownie! Kochanie nigdy nie widziałam czegoś takiego! – Rzuciła mu się w
ramiona i ucałowała namiętnie.
–
Kocham cię. Chciałbym ci dać cały świat. Ale na chwilę obecną masz u stóp Nowy
Jork. – Zaśmiał się i pociągnął ją za rękę.
Weszli
do kuchni. Była przestronna, z dużą wyspą na środku. Jasne blaty lśniły w
świetle lamp sufitowych. Sprzęty idealnie komponowały się z kolorem szafek. Postawiono tu
na nowoczesność, prostotę i brak niepotrzebnych zdobień czy uchwytów.
–
Jaka piękna! – powiedziała Olivia i zaraz podbiegła do szafek. – Szafki
otwierane dotykiem, zawsze takie chciałam mieć w domu. – Zaczęła bawić się
drzwiczkami. Następnie zaglądnęła do ogromnej, dwuskrzydłowej lodówki w kolorze
delikatnego złota. Zmywarka i kuchenka miały identyczny kolor. Reszta sprzętów,
takich jak ekspres do kawy czy mikrofalówka były też w tym samym odcieniu. Wszystko to
współgrało z jasnym kolorem beżu w którym była cała zabudowa, a także ściany
kuchni.
–
Choć zobaczyć resztę – powiedział wyciągając do niej dłoń. Chwyciła ją i
pobiegła za nim.
Wprowadził
ją do łazienki. Wanna stała naprzeciwko ogromnego okna z którego było widać Empire
State Building.
–
To jest niesamowite… Ja… - Nie wiedziała co powiedzieć, nie umiała ubrać w
słowa swojego zachwytu. To co działo się teraz w jej sercu przekraczało
wszelkie normy jakim może być określone słowo „radość”. Była tu z ukochanym
mężczyzną, przyszłym mężem, w miejscu, które było tak cudowne, że ciężko było
je opisać słowami, a było ich nowym domem. Miejscem w którym wspólnie będą żyć,
kochać się i przeżywać następne lata swojego życia.
–
Olivio, choć... – Delikatnie pociągnął ją za sobą, ona jeszcze raz spojrzała w
stronę okna, nie mogąc nadziwić się tym widokiem.
Weszli
do sypialni. Były w nim trzy ogromne okna. Na środku stał okrągły stolik z
ciemnego, błyszczącego marmuru. Wokół były ustawione dwa fotele i półokrągła
sofa. Meble były w białym kolorze. Stały na dywanie, który był szaro-beżowy.
Parkiet z jasnego drewna był nieco ciemniejszy niż ściany, ale jaśniejszy niż
długie zasłony okienne. Z prawej strony pokoju stało ogromne łóżko. Pościel
była jasna, z delikatnym ciemnym zdobieniem.
–
Jak tu ładnie…i przytulnie – powiedziała i w tym momencie poczuła usta Garetta
na swoim ramieniu.
–
To wszystko tylko dla nas – powiedział przymrużając oczy i zerkając w stronę
łóżka.
Olivia
podążyła za jego wzrokiem i pociągnęła go za muszkę. Opadli na miękkie łóżko.
Garett odwiązał sznureczek sukienki z szyi ukochanej. Zsunął z niej ją i
popatrzył przez chwilę na jej gładkie ciało, ubrane jedynie w czarną, koronkową
bieliznę. Zdjął z siebie marynarkę i muszkę, ona odpięła guziki jego koszuli a
następnie zsunęła ją z jego ramion. Przejechała dłońmi po jego nagim torsie, a
następnie przyciągnęła go do siebie, aby móc być jak najbliżej. Zaczęli
obdarowywać się namiętnymi i gwałtownymi pocałunkami. Jedno nie chciało być
dłużne drugiemu żadnej czułości.
Zack
przysypiał na kanapie. Trevor sączył z puszki ostatnie krople piwa. Wstał i
pozbierał ze stołu pozostałe dwie puszki i pudełko po pizzy. Gdy wszystko to
znalazło się w koszu, przyszedł po talerze
i szklanki. Wstawił je do zlewu, ale nie miał siły ich pozmywać. Późna godzina
i cały dzień pracy zrobił swoje. Popatrzył na Zacka, wyłączył telewizor i okrył
go kocem, który leżał na kanapie.
–
Trevor… – szepnął Zack gdy ten już odchodził: – Znalazłem pracę.
Trevor
popatrzył na przyjaciela, chciał zapytać o szczegóły, ale widział, że ten już
zasnął. Martwił się o niego. Nie chciał aby pakował się w kłopoty. Nie mógł
patrzeć na to jak jego najlepszy przyjaciel zaczyna schodzić na złą drogę.
Cieszył się, że ten wreszcie znalazł pracę, miał nadzieję, że to pomoże mu
wrócić na właściwy tor.
Gdy
tylko nastał świt Trevor wstał i jak co rano wziął prysznic. Zack jeszcze spał.
Trevor chciał zrobić śniadanie, jednak nic nie było w lodówce. Pomyślał więc,
że skoczy po zakupy skoro jego przyjaciel spał w najlepsze. Ubrał się i
wyszedł. Zamykanie ich obudziło Zacka. Lekko zdezorientowany rozglądnął się
wokół. Po chwili zdał sobie sprawę, że jest w domu najlepszego kumpla. Podniósł
się z kanapy. Przeciągnął się rozprostowując ręce i stając na palcach. Ziewnął.
Przetarł oczy i powlókł się do łazienki. Wziął czysty ręcznik, odkręcił wodę i
wszedł pod prysznic. Po dziesięciu minutach był już orzeźwiony. Owinąwszy się
ręcznikiem wyszedł z łazienki i poszedł do sypialni Trevora. Tam mieściła się
jedna półka z jego ubraniami. Często tu spał, więc już jakiś czas temu zostawił
kilka swoich ubrań. Wziął szary t-shirt, czarne rurki i niebieską, skórzana
kurtkę, która wisiała w szafie. Usłyszał otwierające się drzwi. Wyszedł z
pokoju Trevora i stanął na środku salonu.
–
Cześć kolego! – krzyknął na powitanie.
–
Wstałeś? – zapytał zamykając za sobą drzwi: – Wziąłeś prysznic?
–
A tak…Odświeżyłem się jak widzisz, ale musze lecieć.
–
Co? Jak to? Już? Zrobiłem zakupy na śniadanie. – Postawił reklamówki na blacie
kuchennym i zaczął wyjmować produkty.
Zack
podszedł bliżej i oparł się o ścianę.
–
Co to za fucha?
–
Dobrze płatna i co najważniejsze dużo się nie napracuję.
–
Zack czy to bezpieczna robota?
–
Oczywiście, dobra lecę. Wezmę tylko bułkę. – Złapał jedną kajzerkę i wybiegł z
mieszkania. Trevor ruszył za nim.
–
Zack! – Krzyknął za przyjacielem gdy ten był już na schodach: – Nie pakuj się w
kłopoty.
Ten
spojrzał na niego przez ramię i z uśmiechem w swoim stylu odparł:
– Spokojna twoja
rozczochrana braciszku!
Trafiłam tu zupełnym przypadkiem, co potwierdza regułę, że wszystko co dobre spotyka mnie przez przypadek. Bardzo mi się tu podoba, a już zwłaszcza, że Avan. Po prostu wielbię jego i jego cudowne włosy! *-*
OdpowiedzUsuńHmm, całość mi się podoba, lekkość z jaką opisujesz wszystko jest cudowna. Choć miałam małe wątpliwości co do ilości tekstu przy tym, gdy Olivia szykowała się na przyjęcie - bardzo dużo. Podoba mi się też to, że przy niektórych momentach są zdjęcia, można sobie lepiej uświadomić co masz na myśli. Reasumując, bardzo mi się tu podoba, całość mnie bardzo zaciekawiła i nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
Pozdrawiam, Ola :)
Witaj :) Cieszę się, ze Ci się podobało, mam nadzieję, że zostaniesz na dłużej. Ja mogę obiecać, że będę się starać, aby wszystko co piszę, było jak najbardziej ciekawe :) Pozdrawiam
UsuńWitaj moja kochana Viki.N, tutaj Maya Redbird. Sorki, że dopiero teraz komentuje, ale wcześniej miałam masę nauki i nie miałam czasu przeczytać. Muszę powiedzieć, że rozdział boski jak zawsze. Mam nadzieję, że Zack w nic złego się nie wpakowła. Z niecierpliwością czekam na dalsze części.
OdpowiedzUsuńśle buziaczki, życzę dużo weny.
XOXO
Niezalogowana: Maya Redbird
Witaj kochana :) Tego, że Zack w nic złego się nie wplatał nie mogę obiecać :D Zobaczysz już wkrótce co się stanie :* Pozdrawiam
UsuńKochana, kiedy kolejny rozdział? Czekam z niecierpliwością :*
UsuńP.S. Mam małą prośbę. Mogłabyś powiadamiać mnie o nowym rozdziale? Byłabym bardzo zachwycona, gdybyś mogła :*
Pozdrawiam i ściskam :*